z wizyta w DPSie

Czasem najlepsze pomysły rodzą się pod natchnieniem chwili, są rodzajem epifanii, czyli objawienia. Miedzy jednym a drugim zadaniem z najnudniejszego pod słońcem podręcznika do języka angielskiego jakim jest Shine 3 zarzuciłem pomysł – „A może byśmy tak przed świętami pojechali do jakiegoś domu opieki?” Ku memu zdziwieniu, uczniowie 3c zareagowali entuzjastycznie. Po krótkich poszukiwaniach, umówiłem sie na wizytę w Domu Pomocy Społecznej w pobliskiej Wierzbicy.

 
makieta osrodka

Ostatnie doniesienia z podobnego ośrodka w Radości nie napawały optymizmem i spodziewałem sie najgorszego: zaniedbanych pensjonariuszy, grubych i wrzeszczących pielegniar oraz szpitalnego zapachu. Balem sie tez, jak zareagują na to wszystko moi podopieczni. Moje obawy, jak sie okazało, były płonne.

Nie powitał nas szpitalny odór. Gdy otworzyliśmy drzwi DPSu, nie poczuliśmy nic. Zobaczyliśmy schludne i nowoczesne korytarze ozdobione ładniejszymi dekoracjami niż te w naszej szkole, gustownie urządzone sale i komfortowe pokoje.

 

 

 

Zamiast opasłych i groźnych niewiast z filmiku o domu starości w Radości, ujrzeliśmy sympatyczną panią kierownik oraz mile, ładne i delikatne pracownice domu.


  

pani kierownik


A pacjenci czy raczej pensjonariusze? Schludni , cieszący sie na nasz przyjazd ludzie.

  



Nie tylko starsi. Przed wyjazdem na ośrodek mawiałem „dom starców”, tak jak wszyscy w okolicy. Okazuje sie, ze mieszkają w nim nie tylko ludzie w podeszłym wieku, ale tez relatywnie młodzi – pięćdziesięciolatkowie, sześćdziesięciolatkowie, którzy z różnych przyczyn nie mogą mieszkać ze swoimi rodzinami i w domu znaleźli schronienie. Najbardziej zapamiętałem pana Andrzeja, pięćdziesięcioletniego mężczyznę, pozbawionego nóg i poruszającego sie na wózku. Nie znam historii pana Andrzeja – nie wiem jak stracił nogi, nie wiem czemu jego rodzina nie mogla sie nim zaopiekować. Ale pomimo swego kalectwa, pan Andrzej jest osobą niezwykłą – żartuje, opowiada wierszyki, rozmawia przez komórkę, robi zdjęcia i przede wszystkim jest artystą – tworzy makiety budynków, żaglowce, szopki i inne wyroby z drewna. Wyglądają niesamowicie. I niesamowita jest pogoda ducha pana Andrzeja – ja chyba nie umiałbym się odnaleźć w jego sytuacji.


  

 

 

  




Wbrew pozorem, życie w ośrodku nie jest nudne – pensjonariusze maja bogate życie kulturalne, jeżdżą na wycieczki, uczęszczają na zajęcia muzykoterapii. I co najważniejsze, maja zapewnioną świetną pomoc i rehabilitację, niedostępną dla większości w domowych warunkach. Nie zapominajmy o pięknej kaplicy. Tylko ta samotność…


  

Dzięki moim uczniom  przekonałem sie, ze w ludziach istnieją pokłady dobra, które normalnie gdzieś sie na dnie duszy marnują. W szkole, w ferworze lekcji, realizacji minimów programowych, miedzy odpytywaniem z często teoretycznej i nieprzydatnej w życiu wiedzy a nauczaniem taktu i ogłady, nie zauważamy człowieczeństwa naszych uczniów, mamy tendencje do traktowania ich jak maszyny do zapamiętywania. Przypomian mi się tu myśl Neila Geimana: „Zrobiłem listę rzeczy, których nie uczą w szkole. Nie uczą jak kogoś kochać. Nie uczą jak być sławnym. Nie uczą jak być bogatym ani jak być biednym. Nie uczą jak odejść od kogoś, kogo ju nie kochasz. Nie uczą jak poznać co się dzieje w duszy drugiego człowieka. Nie uczą, co powiedzieć komuś, kto umiera. Nie uczą niczego wartego, by to wiedzieć.” W tym obłędnym kotle codzienności nigdy nie zauważyłbym, jak wspaniale potrafią zachować sie czasem moi uczniowie, owi gimnazjaliści, postrach nauczycieli pracujących w innych typach szkol. Dwa dni temu stworzyłem w 10 minut scenariusz dzisiejszego programu a oni zdołali stworzyć z tego coś pięknego, nawet jeśli może niedoskonałego. Przygotowali kostiumy i rekwizyty, nauczyli sie śpiewać koledż, znieśli moje nerwowe nawoływania Schnella gdy opadali z sil po czwartej godzinie śpiewania a ja traciłem resztki nadziei. Nie zawiedli mnie. Co więcej, niektórzy zaskoczyli mnie swoim, hm, to chyba najlepsze określenie, dobrem… Ania, Iza, Amanda – zaprzyjaźniły sie z pewna starsza panią i wprosiły sie do niej na herbatkę. Paulina zadeklarowała, ze nigdy nie zostawi swoich rodziców w takim miejscu, bez względu na wygody i warunki tu panujące. Jestem z was dumny dziewczyny.


  



Dziękuje klasie 3c i chłopcom z klas 3b i 2c za te piękna lekcje bożego narodzenia. Dziękuje pani Marioli i pani Ani za pomoc w organizacji wyjazdu i opiekę nad młodzieżą. Dziękuję pani kierownik i pracownikom domu pomocy. A przede wszystkim mieszkańcom Domu – za to, ze pokazali nam, jak niewiele trzeba czasem zrobić, by kogoś uszczęśliwić.


P.S. 3c już myśli nad programem na dzień dziadka i babci…


A tak wyglądał nasz występ:

[onet_player v1=”nGNkDi0034″ v2=”” v3=”” v4=”61899″]