Droga krzyżowa w Domu Pomocy Społecznej

 

Rozbawić to żadna sztuka. Wystarczy opowiedzieć dowcip, zrobić zabawną minę, przebrać się za kogoś czy też powtórzyć jakieś dosadne powiedzonko w odpowiednim czasie. Każdy z nas może przypomnieć sobie tysiące zabawnych sytuacji przez siebie spowodowanych. A ilu z nas może pochwalić się wywołaniem wzruszenia? Od czwartku, klasa 2b już może.

A to wszystko przez Drogę Krzyżową w Domu Pomocy Społecznej  w Wierzbicy, dokąd regularnie staram się zabierać  naszą młodzież. Najłatwiej oczywiście zabrać swoją klasę, bo nie dość, że najbliżsi duchowo, to i zawsze pod ręką. Nie ukrywam, że nie ganiam moich wychowanków dookoła boiska za jakąś przypadkową jedynkę. Za czasów mundurkowych nikogo chyba nie ukarałem za jego brak. Staram się jednak, by moja klasa była kreatywna a przy tym wrażliwa i – jak to pan Leszek mawiał o swojej – dobra.Wizyty w DPSie wydają się być skuteczną lekcją dobra i wrażliwości zaś przygotowanie programu artystycznego wymaga twórczego podejścia i pracy nad sobą. Wybór formy przekazu, drogi krzyżowej, to z kolei możliwość zamanifestowania wiary – w końcuśmy katolikami, więc to poniekąd nasz obowiązek.

W świetlicy, jak zawsze, zgromadziła się garstka tych najzdrowszych mieszkańców. Niektórzy smętnie dumali na korytarzu, inni zostali w swych pokojach przykuci chorobą do łóżek. To chyba właśnie oni najpełniej uczestniczyli w drodze krzyżowej… Ci, którzy przyszli, wyglądali smutniej niż zwykle – widuję tych ludzi już któryś raz, ale tym razem zdawali się być jacyś starsi, bardziej schorowani, upadli na duchu.

Ewka Sasin, nasza gwiazda, zaintonowała Tak mnie skrusz, tak mnie złam,mnie wypal Panie, byś został tylko Ty, jedynie Ty…Dziewczyny z mojej klasy dołączyły w ostatniej zwrotce. Potem wstęp, fragment Pasji Gibsona, stacja pierwsza, Pasja, piosenka i tak na przemian  aż do  zakończenia. Ostatnia słowo również należało do Ewki – Prawda jedyna, moje tegoroczne odkrycie, w jej wykonaniu to prawdziwe małe arcydziełko. Ewa jak mało kto potrafi wnieść w tą piosenkę odrobinę siebie… Podejrzewam, że Sylwię musiały boleć palce po niemal godzinnym szarpaniu strun. Ale warto było. Sam widziałem starsze panie ocierające łzy, nasze dziewczyny też zresztą miały spocone oczy… Nie wiem, czy to poezja Brandstettera, czy muzyka, czy film czy ich połączenie tego dokonały – ale faktem jest, że to byłą najbardziej wzruszająca droga krzyżowa w jakiej uczestniczyłem…

A oto linki do nagrań kolejnych stacji:

Wstęp
Stacja I
Stacja II
Stacja III
Stacja IV
Stacja V
Stacja VI
Stacja VII
Stacja VIII
Stacja IX
Stacja X
Stacja XI
Stacja XII
Stacja XIII
Stacja XIV
Zakończenie